piątek, 3 lutego 2012

Szufladozapychacze, czyli na cholere ja to trzymam?!

Dzień dobry!

Ależ dzisiejszy post będzie kłamliwy. Przecież nie trzymam żadnych kosmetyków w szufladach, nie licząc szufladek z biedronki na kolorówkę. Ale idea jest zacna - ku mobilizacji i przestrodze.

Zabijam dzisiaj mieszkającego we mnie chomika. Droga kosmetyków, o których będę pisać, to notka - kosz (z jednym wyjątkiem, ale o tym za chwilę). Chomikowi będzie przykro, ale trudno, musi się przyzwyczaić.

SZUFLADOZAPYCHACZ NR 1


Dwa balsamy do ust pochodzenia różnego, acz specyfiki jednakiej.
W7 Ravishing Rapsberry (ten z krokodylkiem) oraz Marilyn Apple Lip Balm (ten z Marilyn - kto by pomyślał).
Jak sama nazwa nie wskazuje, czarująca truskaweczka wcale nie jest czarująca, a jabłko nie jest jabłkowe. To, co znajduje się w pudełeczkach (cudnych skądinąd) to nie jest żaden balsam do ust. Nie jest to nawet wazelina, tylko jakieś różowe świńtwo konsystencji wazeliny. Balsam Marilyn jest gorszy, ma jakby w sobie coś na kształt talku(?) mąki(?!) i wcale nie pachnie. Ten z krokodylkiem (ale powiedzcie, same byście kupiły tego krokodylka!) pachnie ładniej, nie ma w sobie żadnych grudek, ale nie pielęgnuje, a moje usta są wymagające.
Cena: W7 - ok. 7zł, Marilyn - ok. 10zł

Co zrobi zaradna lolli? Wygrzebie i wyrzuci zawartość, pudełeczka wymyje i napcha do nich innego balsamu, który działa. Np. Carmexu albo Naturala Lipa Balma z Lovely ;).

SZUFLADOZAPYCHACZ NR 2


Balsam koloryzujący do włosów z henną Venita.
I tu zaznaczę, to nie jest zły kosmetyk. Nie jest rewelacyjny, ale nie zły. Natomiast mój egzemplarz z całą pewnością jest przeterminowany (ale kiedy go próbowałam użyć jeszcze nie był, po prostu mi się zleżał).
Czemu się pogniewaliśmy? Otóż używałam tego balsamu odkąd zaczęłam farbować włosy, czyli w wakacje po trzeciej klasie gimnazjum, czyli prawie 7 lat temu. Na początku barwił włosy na bardzo ciemny brąz, niemal czerń, a kiedy go spłukiwałam - wymywał się na fioletowo. Po jakimś czasie i wielu użyciach (mam na myśli wiele tubek) przy wymywaniu okazał się czerwony, a włosy po nim rudziały. O, nie! Nie tak się umawialiśmy.
Dlatego teraz przerzuciłam się na chemiczne farby (te w 100% chemiczne, bo venita wcale taka naturalna nie jest). I, tak jak chciałam, jestem czarnulką, nie rudzielcem ;).
Cena: ok. 7zł

SZUFLADOZAPYCHACZ NR 4


Babydream krem z filtrem 50+

Oooo, to dopiero jest świństwo. Niech się schowają wcześniejsze zapychacze, one przynajmniej nie szkodziły. Kupiłam ten kremik na lato, żeby za niską cenę mieć wysoki filtr i się ucieszyć. Cieszyłam się póki nie otworzyłam tubki.
Najpierw uderzył mnie zapach - śmierdzi o-krut-nie, czymś chemicznym, paskudnym i zepsutym. Kolor ma bladożółty i lekko barwi twarz (i ogólnie skórę wszędzie, i ręce, a w wyniku rąk ubrania). Ale to jeszcze pikuś.
On niesamowicie piecze w oczy. Nawet z daleka od nich, coś musi z niego parować. Aż się ucieszyłam, że nie zdążyłam nim posmarować żadnego dziecka, bo by się biedne zatarło na śmierć.
Przeterminowany nie jest, na tubce jest data do listopada 2012. No cóż, pójdzie do śmietnika już teraz.


Powyżej skład (można powiększyć). Może ktoś mądrzejszy ode mnie powie mi co tu tak śmierdzi i piecze? Dodam, że nie mam wrażliwej skóry ani oczu, nic nie mam wrażliwego, tylko serduszko :P.
Cena - ok. 10zł

SZUFLADOZAPYCHACZ NR 4


Kredki z Sensique (stała oferta i seria Inspired By Earth)
Moja opinia może być niemiarodajna, bo nie przepadam za kredkami samymi w sobie. Ale do rzeczy.
Wykonanie jest tandetne, nakrętki popękały bardzo szybko, napisy się stopniowo wycierają. Kolory są słabe, bieli nie widać na linii wodnej, fioletu nie widać na niczym, zieleń jest już lepsza, a niebieski w miarę. Ale są nietrwałe, mają tłustawą konsystencję i się kserują.


Do tego kredki z IBE mają strasznie miękki rysik., możecie to zobaczyć na zdjęciu, on jest tu uformowany palcami i dociśnięty, żeby nie odpadł. Konsystencja wyrobionej plasteliny. Te akurat mają ładne i intensywne kolory, ale nie nadają się na bazy, bo cienie się na nich rolują. Nie będę się nad nimi więcej rozwodzić, bo i tak są już niedostępne (i dobrze ;) ).
Cena: ok. 5zł

Czy w was też mieszka taki wredny mały chomik sierściuch wszarz szatański? :P

2 komentarze:

  1. rozbawiło mnie zdanie, że kreski się kserują :D od razu wiadomo, o co chodzi, ale nie słyszałam tego określenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie, że mieszka we mnie chomik!
    I jeżeli da się zrozumieć (choć trochę) to, że zachowuję ładne opakowania, żeby w nich umieścić "coś" w przyszłości, to tego, że dopiero ostatnio wywaliłam jakieś klasówki i kartkówki z gimnazjum (!), to to już nie jest mądre, prawda...? (:
    A kosmetycznego chomika też mam - zawsze mi mówi: nie wyrzucaj tego, teraz nie używasz, ale może w przyszłości coś ci się zmieni...

    OdpowiedzUsuń