Wreszcie uzupełniłam palety tak, jak to sobie od początku wymarzyłam, więc się chwalę :):
Wielofunkcyjna czwórka (służy mi do brwi, kresek, rozświetlenia, można nią spokojnie zrobić cały makijaż oka):
Czwórka cieni Rainbow (żeby nie kusiło więcej):
Ósemka pasków (kupiona w czasie wycofywania za okazyjną cenę):
Dziesiątka - rząd neutralny i rząd do szaleństw:
Dwudziestka - każda kolumna od najjaśniejszego do najciemniejszego odcienia, posortowane na grupy kolorów:
I ostatnia - paletka zbiorcza. Znajdują sie w niej cienie Inglot, Kobo i Catrice:
Reszty palet nie pokazuję, bo były już na blogu, nic nowego mi od tamtego czasu nie doszło (a wręcz wielu się pozbyłam, zwłaszcza pojedynczych cieni. Upłynniłam limitkę sensique i zreorganizowałam cienie z Urban Baroque Catrice).
Mała podpowiedź dla osób nie przepadającymi (podobnie jak ja) za cieniami sypkimi - pigmenty inglotowe doskonale prasują się alkoholem. Wcale nie tracą właściwości, są ciągle bardzo intensywne i - dla mnie - łatwiejsze w obsłudze.
Pozdrawiam!
o jezu ile wspaniałości :D
OdpowiedzUsuńA chciałoby się więcej i więcej :) (powoli nie ma już z czego wybierać :P)
OdpowiedzUsuńpiękne wszytskie:D jejejej chce jee:D
OdpowiedzUsuńNie lubię Cię. Zazdrość przemawia przez mą osobę.
OdpowiedzUsuń