środa, 14 września 2011

Kolekcja kosmetyków - cienie do powiek

Witajcie!

Dzisiaj wreszcie obiecana sesja zdjęciowa cieni do powiek. Sporo tego (chociaż z pewnością niejedna maniaczka ma więcej), ale jak za chwilę zobaczycie sporo z moich cieni sięga dna i powoli będzie zastępowane nowymi (choć większość pewnie dokładnie tymi samymi kolorami). Moją miłością są palety freedom system Inglota. Uzbierałam już całkiem sporo paletek i wkładów. Zaczynałam od sześciu trójek, ale w pewnym momencie dla wygody przeniosłam się do dużych palet, a z trójek wyszarpałam całe wkłady (nie tylko cienie) i teraz używam ich do rozbrojonych pojedynczych cieni. Prócz inglota mam tak naprawdę niewiele - paletkę kobo, której właściwie nie używam (albo sporadycznie), czwórkę Lancome i kilka cieni z limitowanek (essence, catrice, sensique). Tak naprawdę odkąd poznałam Inglota nic więcej mi się nie podoba, z drobnymi wyjątkami. Ale o tym już przy konkretnych zdjęciach, które pozwolę sobie opatrzyć krótkimi komentarzami.




1. Cienie Inglot. Mam chyba wszystkie możliwe wykończenia. Dwa z cieni w dużej palecie to sprasowane sypkie pigmenty, również Inglot. Nic im prasowanie alkoholem nie zaszkodziło, a aplikacja jest łatwiejsza i "czystsza". Pigmentacja zawsze świetna, na bazie nie do zdarcia, łatwa aplikacja, ogrom kolorów - to sprawia, że używam tych cieni codziennie i z ogromną przyjemnością. Gorzej napigmentowane od FS są cienie vertigo (dwa fioletowe paski w małej paletce, pozostałe cienie w dwóch "trójeczkach" to inne firmy, o których później), ale za to kompletnie się nie osypują, więc im wybaczam.





2. Cienie Pierre Rene. To te cztery kolorowe prostokąciki w paletce inglot powyżej. Nie będę się powtarzać ze zdjęciem. I tutaj cień cieniowi nierówny, tzn. błękit i zieleń są dość miękkie i dobrze napigmentowane, pomarańcz jest średni, a żółtego koloru wcale nie widać na powiece. Nie przepadam za nimi i odkąd dokupiłam pstrokaciznę z inglota rzadko ich używam.

3. Cienie Kobo. Zaczęłam od golden rose i aubergine, potem dokupiłam dwa kolejne, Niby fajne, ale przeszkadza mi konsystecja, nie lubię ich nakłądać. Podoba mi się mieniący efekt, jeden cień robi na oku za trzy ;).



4. Cienie essence: Jakiś niby wypiekany, którego nie mam numerka (chodzi o jasny fiolet - kółko w paletce inglot). Całkiem w porządku, ale słabo go widać. Kiedyś spróbowałam się nim rozświetlić i o dziwo zgubił fioletowy ton, wyszło ładnie. Do oczu go raczej nie używam. I LE I Love Berlin. Niezła paletka, ale kolory jednak bardzo zgaszone, pasują do stonowanych makijaży, ale jeśli wykonać je tylko nimi to oko wydaje się zmęczone. Lubię w nich beż i łosoś, wkurza mnie czerwień - nic ładnego się nie da zrobić. Co innego czerwień z...

Powyżej dodatkowo Sephora. Ten srebrny krążek. Niech ktoś mi powie, po co to trzymam? Bardzo kiepski cień. Pigmentacja zerowa, a brokat wszędzie, tylko nie na powiekach. Chyba go pokruszę i zrobię z niego lakier do paznokci, bo nie przychodzi mi do głowy inne zastosowanie.




5. ...Sensique LE Oriental Dream. Nabyłam dwie trójeczki i bardzo, ale to bardzo je lubię. Moimi faworytami są malinowa czerwień z Holi Festiwal i fiołkowy z Autumn Tuliptree, ale to tylko ze względu na kolor. Wszystkie prócz beżu z Holi są genialnie napigmentowane i bajecznie łatwe w aplikacji. Polecam te cienie, być może sprawię sobie kolejne paletki.

6. Catrice LE Urban Baroque, paletki Candelabra i Fleur de Lis (czyli 01 i 03, beże i delikatne fioletobrązoszarości). Moje ukochane. Rzadko zdarza mi się polubić jakieś cienie (prócz Inglota) tak bardzo, że wyskrobuję je do dna. Są śliczne, delikatne, pigmentacja bez zarzutu, aplikacja jak marzenie, trwałość też całkiem dobra. Kolory są uniwersalne, nadają się na bazę pod inne cienie, pod łuk brwiowy, w kącik, ale też można wykonać nimi cały makijaż. Będę żałować, kiedy mi się skończą.

7. My Secret. Mam jeden cień double effect. Na palcu jest to szarość mieniąca się na fioletowo - niebieskie odcienie. Na powiece tylko delikatna szara mgiełka, bez względu na bazę i sposób aplikacji. Nie da się z niego nic wykrzesać, niestety.


9. Lancome. Sama bym tyle nie wydała na jedną małą paletkę, ale cieszę się, że je dostałam. Bardzo fajna pigmentacja, najczęściej używam czerni, poprawiam nią kreski. Szarości to nie do końca moje kolory, ale da się nimi zrobić naprawdę ładny i efektowny makijaż.





I to tyle na temat cieni. Jako bonus dołączam makijaż wykonany paletkami Catrice UB Candelabra i (głównie) Autumn Tuliptree Sensique. Chętnie przeczytam, co o nim sądzicie ;).

P.S. Nie mam opadających powiek. Mrużyłam się od słońca ;).





Liczę na wasze komentarze!

1 komentarz:

  1. Jaaa zazdroszczę Ci takiej kolekcji! :)

    Serdecznie zapraszam Cię do mnie na konkurs- do wygrania bon na zakupy w jednym z zagranicznych sklepów internetowych :)

    OdpowiedzUsuń