Zapraszam dzisiaj na recenzję moich różowych ulubieńców. Te
akurat kosmetyki polubiłam do tego stopnia, że oprócz nich nie mam żadnego różu
sypkiego/prasowanego. Po prostu żadne inne (w tej cenie i nawet w dwukrotnie
wyższej) nie mogą równać się z jakością akurat tych (z tym, że górnopółkowych
nie próbowałam - i nawet nie mam większej potrzeby próbować).
Zacznijmy od informacji podstawowych. Róże kupujemy w
zafoliowanym plastikowym etui, które wygląda tak (na zdjęciu po odpakowaniu z
folii):
Jak widać róż jest przystosowany do włożenia do kasetki.
Tejże na razie nie posiadam, ale jak dokupię czwarty kolor (a mam już go na
oku) to już wtedy razem z opakowaniem. Kasetka z systemu freedom wygląda
standardowo - masywna, z matowaną szybką, zamykana na magnesy. Ceny nie pomnę
ale jest to jakieś 18-20zł.
Cena różu zależy od serii, z której kupujemy. Moje dwa - 82
oraz 84 - są ze "zwykłej" serii i kosztują 15zł / 6,5 g. Róż z serii
AMC - 62 - kosztuje 20zł / 6g.Moim zdaniem za taką jakość cena jest przystępna.
Jak widać na zdjęciu kolory to:
82 - bardzo zgaszony, herbaciany róż, na policzkach jednak
bardziej różowy niż brązowy. Wygląda na mojej chłodnej karnacji bardzo
naturalnie i - jak widać po stopniu zużycia - jak dotąd był moim ulubieńcem.
84 - brzoskwinia. Róż w zdecydowanie ciepłym odcieniu.
Najładniej wygląda na lekko opalonej twarzy (czyli bynajmniej nie na mojej),
ale i na bladej w ciepłym odcieniu prezentuje się pięknie.
62 - coś pomiędzy żaróworóżem a żarówofuksją. Bardzo
intensywnie wygląda w opakowaniu i można się go wystraszyć. Słusznie zresztą,
ale dlaczego - o tym za chwilę.
Jak widać na zdjęciach pod kątem, róże są całkowicie matowe.
Nie mają w sobie ani perły ani drobinek.
Swatche na palcach to jedno lekkie "przejechanie"
po całej długości różu. Jak widzicie, pigmentacja jest wręcz przerażająca.
Dodatkowo konsystencja jest dosyć miękka. Swatche od końca, czyli 62 - 84 - 82
Ze względu na pigmentację i konsystencję, róże lepiej
sprawdzą się z pędzlem, który będzie miał rzadkie i miękkie włosie. Myślę, że
zdadzą tu egzamin pędzle duo-fibre, natomiast ja używam od dawien dawna pędzla
z essence i jest tutaj całkiem do rzeczy.
Tutaj pokazałam wam ile różu (62) nabrało się na pędzel po
dwukrotnym dotknięciu powierzchni kosmetyku. Widzicie same, że zdecydowanie
lepiej nabierać róż metodą tap-tap, opcjonalnie pac-pac, ale na pewno nie
szur-szur.
Powinnyście spytać: a czym się różni AMC od nie-AMC. Ciekawi
was to, prawda? Spieszę odpowiedzieć. Z technicznego punktu widzenia AMC mają
formułę pro, ale co to znaczy to jeden szatan raczy wiedzieć. Z praktycznego -
AMC ma jakieś 3x intensywniejszą pigmentację. Naprawdę, jest ona przerażająca.
Ten fuksjowy kolor kupiłam dziś i chciałam się nim umalować do zdjęcia. Kiedy
zaaplikowałam go tak samo jak róże z tradycyjnej serii, które miałam
dotychczas, zrobiłam sobie takiego clowna, że klękajcie narody. Naprawdę,
ostrożnie z nimi.
Trwałość jest bardzo dobra i dla mnie w 100% wystarczająca.
Róż nie blaknie przez ok. 10h, a nie znika aż do demakijażu. Wiadomo, że teraz
mamy upały i jeśli zacznie nam spływać podkład to i reszta się nie utrzyma, ale
w normalnych warunkach można się spodziewać, że będzie sobie siedział tam,
gdzie powinien ile będzie trzeba.
No i na ostatek pokażę wam jak wyglądają na twarzy, kolejność
jak na pierwszym zdjęciu, czyli 82 - 84 - 62. Przy ostatnim słońce mi zaszło,
ale chmurzy się i chyba dziś już nie ma co na nie czekać, więc przepraszam, ale
światło się odrobinę różni. Jak to do zdjęć - nałożyłam różu sporo, żeby mieć
pewność, że będzie go widać. Zatem proszę nie biadolić, nie wychodzę na ulicę z
czerwoniutkimi plackami :).
ale żarówa :D chociaż na policzku dośc subtelnie :)
OdpowiedzUsuńTen oczoj... znaczy, żarówowy podoba mi się najbardziej na policzkach :)
OdpowiedzUsuńŚwietny jest:) Będę musiała się za nim rozejrzeć u siebie:)
OdpowiedzUsuńŚwietne kolory, gdy będę kiedyś w Inglocie to je obmacam :)
OdpowiedzUsuń